wtorek, 30 grudnia 2014

Jeden wieczór w Jakarcie, z podróży przez Indonezję



Wymóg systematyczności i dokładności przeraża. Przestrasza. Przynosi skutek odwrotny. Dlatego w 2015 przestaję od siebie aż tak wymagać i pozwalam sobie na swobodne zamieszczanie myśli i wpisów- kiedy i jakich mam ochotę. To w końcu mój blog:) blog Dzikiej Baby. Witajcie po przerwie!

 

Opisać podróż dzień po dniu to wielkie wyzwanie. Przerastające moje siły i chęci. Ale w końcu, czy to takie ważne, co którego dnia jedliśmy na obiad? Nie dla mnie. Dlatego pozwalam sobie opisać tu jeden dzień. Tylko jeden, z ostatniej podróży przez Indonezję. Wpuszczam Was na jeden dzień do naszego podróżnego ulotnego świata. Zakreślonego w pamięci momentami, zapachami, emocjami. 

 Przedstawiam wam moją Jakartę - miasto uznane przez wielu za najgorsze na świecie. Nieciekawe. Odrzucające. A jednak coś ma w sobie, jeśli się nieco poskrobie pozłotkę reklamowych zdjęć i szarość bylejakości.
 Właściwie to pół dnia, albo sam wieczór nawet, ponieważ lądujemy o 15stej. Dojazd do hotelu przez korki na korkach wysysa siły i ciekawość. Ale po szybkiej reanimacji pod prysznicem sił przybywa, wyruszamy. Siedzenie kwadratowe po dojazdach, przelotach, dojazdach, ruszamy więc z pełnym wyrafinowaniem na piechotę. Stąpając uważnie po indonezyjskich chodnikach, czyli płytach przykrywających kanały. Uważnie, bo niektórych brakuje i zadzierając nosa można się zdziwić.
Tu mała dygresja. Wjechaliście kiedyś samochodem na ósme piętro? Nam właśnie się to przydarzyło. Jako, że nasz hotel jest na ósmym piętrze, taksówki podwiozły nas pod same drzwi:) po betonowych serpentynach piętrowego parkingu.


 Wyruszamy spacerem na plac Fatahillah. To tu powstał nowy Amsterdam, z kolonialnymi budynkami i kanałami nawet, obecnie bardziej przypominający zrujnowaną dzielnicę nad ściekiem. I co tu jest ciekawego? Piękna Cafe Batavia jakby stworzona na pożegnalny wieczór i wykwintną kolację. Powiew wielkiego świata, zaproszenie do kolonialnej przeszłości. Oaza piękna, czystości i dawnego czaru. Zbudowana przez okupanta, dla jego wygody i radości. Ale dziś dostarczy radości nam.
kolonialne okna w tle, czekamy na nasze dania
łazienka w cafe batavia
łazienka w cafe batavia

stęsknieni za nie-ryżem?
Dużo ciekawiej jest na zewnątrz. Wyruszamy z Honią na wieczorny spacer. Na placu gromadzi się młodzież. Pojawiają się stoiska na kółkach, każde serwuje jedną- dwie potrawy. Za to smaczne, tanie i świeże. 
plac Fatillah nocą, tu zabierzesz dziewczynę na randkę

Na bruku rozłożone ceratowe płachty- nie depczemy po nich, wyznaczają symbolicznie granice przenośnych restauracji. Zawsze przypomina mi to dziecięce zabawy, gdy udawanie i wyobraźnia pomagały w przeżywaniu. Więc wyobrażamy sobie, ze jest to restauracja, zdejmujemy buty i siadamy na prostokącie ceraty. Jesteśmy mile widziane- dwie białe dziewczyny, właściciele ceraty patrzą dumnie na sąsiednie lokale. Zamawiamy czarną, gorącą herbatę i zapominamy dodać „bez cukru”. Skutek jest taki, że gorąca słodycz jest słodka do obłędu. Ale z przyjemnością popijamy rozglądając się wokół. Cena, bagatela, dziesięciokrotnie niższa niż w Cafe Batavia. Cena luksusu.
siedzimy z Honią w ceratowej restauracji

i bawimy się w picie herbatki
Idziemy dalej. Pochylam się nad niezidentyfikowanym zwierzakiem. Czy to pies? Gruby duży kot? Luwak! Krzyczą chłopcy- właściciele zwierzaka. Cieszą się naszym zadziwieniem, przynoszą coś jeszcze. Małą puszystą kulkę, która przytula się do mojej ręki i z przejęcia opróżnia na mnie pęcherz i jelita. Mały Luwak zrobił na mnie małą luwakową kupę,na pewno na szczęście!




mały luwak
Wypasiona restauracja bardzo się przydaje, w luksusowej łazience spieram kupę z bluzki. Luwaki słynne są z „wyrobu” najdroższej kawy świata. Zjadają ziarna z krzaków i wydalają je w zgrabnych pakietach przypominających zlepki orzeszków ziemnych. Ten mały luwak raczej kawy nie jadł, bo kupa była żółta i leista...
dzikababa
uliczne tatuaże dla twardzieli
Inne obrazki- uliczne tatuaże. Chętni leżą wprost na chodniku i mężnie znoszą dziurkowanie.





 Jest i pomoc medyczna- liczne cudowne eliksiry w tajemniczych buteleczkach.
tajemne eliksiry

 Można też zagrać o paczkę papierosów rzucając kółkami do celu.
rzuć i wygraj

 Są i wróżby, młodzieniec wystylizowany na Neo z Matrixa z poważną miną przekłada karty. Jego klienci słuchają jak zaczarowani.
Neo wróży..


Szukam mojego ulubionego ulicznego ortodonty. Ale niestety, nie tym razem! Widocznie tego dnia przyjmuje w innym miejscu. Za to można machnąć sobie wypasiony manicure:)
uliczny manicure


Partyjka szachów z mistrzem? też się znajdzie

Jeszcze do ręki dostajemy włochatego wielkiego pająka- ręcznie robionego na szczęście. Metalowy szkielet jest ciężki, do plecaka go nie zmieścimy. Ale możemy sobie potrzymać:)



pająk hand made in Jakarta


 
i na żywo muzyka nam gra

sezon na mango w pełni-a my korzystamy:)
głodna? tu zawsze jest coś pod ręką do przekąszenia

kupisz króliczka?
a dzieci? czy już grzecznie śpią?
żartujesz? tyle radości i dla nich wystarczy też;)
dobre miejsce na lans wieczorową porą


Jeden wieczór. Tyle wrażeń. Tyle zachwytu. Tyle doznań. Tyle nowych wspomnień do szuflady z napisem „podróże”:)

dobranoc Jakarto!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz