czwartek, 8 marca 2012

Szalone święto Holi w Indiach

Święto Holi w Delhi-stolicy Indii

wczoraj w nocy wylądowałyśmy i odnalazłyśmy nasz miły hotel na Paharganju w starej części Delhi.My- jedenaście dziewczyn właśnie rozpoczynających wyprawę Dzikich Bab przez Indie i Nepal.Sklepy pozamykane (rzadki widok tutaj, w dzielnicy handlu bezustannego). Wszyscy szykują się do świętowania.
Rano o ósmej jeszcze ogólny bezruch. Czuje się zawiedziona- gdzie świętowanie? zaczepiam młodego recepcjonistę, o oczach jakby zmąconych nadużyciem lassi bang- bang. On musi wiedzieć gdzie znaleźć święto i świetujących? Pytam: gdzie mogę zobaczyć święto Holi? czy możesz nam pokazać, zaprowadzić? jak to gdzie? wszędzie! popatrzysz tu i tam , będzie wszędzie! i na tej ulicy i nastepnej, przed i za hotelem. Ale po 11-stej. I uważaj, to jest niebezpieczne! wychodzenie na ulicę w święto Holi jest niebezpieczne!
Mimo ostrzeżeń wypuszczam się na pusta ulicę w stronę dworca New Delhi. Przyjemny poranny chłód mi towarzyszy- przecież to dopiero pierwszy dzień wiosny. Jest- zaczajona grupka młodzieży czyha z tęczowymi proszkami tuż za rogiem. Z okrzykiem ruszają w moją stronę. Nie mam szans. Nacierają mi twarz karminowym i pomarańczowyn proszkiem, po 3 minutowej operacji juz wyglądam jak diabeł z pudełka. Tuż za mną lądują z plaśnieciem worki wypełnione kolorową wodą. Juz mi wszystko jedno- ubranie przezornie założyłam takie do wyrzucenia. reszta- mam nadzieję, że się domyje. Czerwona twarz jest średnio twarzowa.Spotykam jeszcze grupy atakujących z wodnymi pistoletami i chmurami kolorowego pyłu.Nie ma mowy o robieniu zdjęć, chyba teleobiektywem gdzieś z trzeciego piętra by się może udało. Aparat i dokumenty osłaniam własnym ciałem.Juz mi wszystko jedno, po godzinie wracam do hotelu. Dziewczyny wydają zbiorowy krzyk na mój widok.Jeszcze nie widziałam się w lustrze. Spoglądam- aaa!!!! nie widać twarzy zza czerwonej maski, nawet oczy prawie zamalowane. Czy to się domyje???
Mimo zagrożenia dzielnie przemierzamy Delhi w grupie, usiłując poznać miasto.
Świątynia Lakszmi, bogini pomyślności
 Najwieksze wrażenie robi na nas Świątynia Lakszmi, boginii pomyślności, małżonki Wisznu. Autentyczna i pełna hinduskiej muzyki, tchnie chłodem i spokojem. Obserwujemy miejscowe rodziny przychodzące po błogosławieństwo. Kremowe mury ozdobione są czerwonymi... swastykami.Nie ma to nic wspólnego z Hitlerem, który właśnie ten stary symbol sobie przewłaszczył, zamieniając go w synonim krwawej przemocy. Dla mieszkańców Azji to symbol pomyślności i szczęścia, chetnie umieszczany na świątyniach i w innych miejscach.Nie możemy tu robić zdjęć niestety, przy wejściu musimy zostawić aparaty i telefony pod opieka strażnika. Buty również, możemy na boso wtopic się w pojedyncze grupki skupionych wiernych.Do wielu hinduskich świątyń nie mamy wstępu. Tu pozwolenie zawdzięczamy samemu Mahatmie Gandhiemu, który w 1939 roku postawił warunek, że świątynia ma byc dostępna dla Hindusów ze wszystkich kast, jak i ludzi wszystkich wyznań.
Gorąco, na ulicy chłopcy sprzedają własnoręcznie wyrabianą lemoniadę. Za wcześnie na takie ekscesy, na razie pijemy wyłącznie napoje butelkowe. Ale miło popatrzeć na uliczne stoiska.

Święto Holi w Indiach bardzo przypomina pierwszy dzień wiosny u nas.Hindusi mają również swoja Marzannę, którą palą w ognisku. A było to tak: dawno, dawno temu żył pewien bardzo próżny król. Każdy musiał oddawać mu hołd. Sprzeciwił mu się jedynie książe Prahlada, królewski syn. Jak zabić Prahladę? wszelkie sposoby zawiodły. Az podjeła się tego zadania Holika, ciotka, która była odporna na ogień. Weszła do ogniska razem z bratankiem. Ale okazało się, że wiara Pradahly chroni go również przed ogniem, natomiast Holika zginęła w płomieniach.
Na ulicach święto Holi to przede wszystkim obrzucanie innych kolorową wodą i tęczowymi proszkami.Już po południu wszystko jest zamknięte, a ludzie wracaja do domów by świętować z rodzinami. Piją bang lassi- czyli jogurtowy napój zwykle dostępny na każdej ulicy. Obecnie przyprawiony .. marihuaną. jest to powszechne i legalne. Nielegalne jest natomiast picie alkoholu, ale mimo to częsty jest widok mężczyzn pociągających z butelek whisky lub indyjskich odpowiedników. Święto, święto! znikają hamulce, wszyscy się bawią. Lassi bang ma na celu również zniesienie zahamowań seksualnych...Kobiety, nie dajmy się!
Dzień kończymy kolacją na dachu i gorącym prysznicem. Uff, co za ulga- bordowy makijaż spływa razem z wodą i mydłem. Jak to miło z jego strony... Jutro ruszamy do Agry.

1 komentarz:

  1. Uwielbiam Pani bloga:)Bardzo chciałabym wyruszyć z ,,DZIKĄ BABĄ" na wyprawę... w tym roku niestety to się nie uda ale za rok na NA PEWNO ! :)

    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń