Wymóg
systematyczności i dokładności przeraża. Przestrasza. Przynosi
skutek odwrotny. Dlatego w 2015 przestaję od siebie aż tak wymagać i
pozwalam sobie na swobodne zamieszczanie myśli i wpisów- kiedy i
jakich mam ochotę. To w końcu mój blog:) blog Dzikiej Baby. Witajcie po przerwie!
Opisać podróż
dzień po dniu to wielkie wyzwanie. Przerastające moje siły i
chęci. Ale w końcu, czy to takie ważne, co którego dnia jedliśmy
na obiad? Nie dla mnie. Dlatego pozwalam sobie opisać tu jeden
dzień. Tylko jeden, z ostatniej podróży przez Indonezję.
Wpuszczam Was na jeden dzień do naszego podróżnego ulotnego
świata. Zakreślonego w pamięci momentami, zapachami, emocjami.
Przedstawiam wam
moją Jakartę - miasto uznane przez wielu za najgorsze na świecie.
Nieciekawe. Odrzucające. A jednak coś ma w sobie, jeśli się nieco
poskrobie pozłotkę reklamowych zdjęć i szarość bylejakości.
Właściwie to pół
dnia, albo sam wieczór nawet, ponieważ lądujemy o 15stej. Dojazd
do hotelu przez korki na korkach wysysa siły i ciekawość. Ale po
szybkiej reanimacji pod prysznicem sił przybywa, wyruszamy.
Siedzenie kwadratowe po dojazdach, przelotach, dojazdach, ruszamy
więc z pełnym wyrafinowaniem na piechotę. Stąpając uważnie po
indonezyjskich chodnikach, czyli płytach przykrywających kanały.
Uważnie, bo niektórych brakuje i zadzierając nosa można się
zdziwić.
Tu mała dygresja.
Wjechaliście kiedyś samochodem na ósme piętro? Nam właśnie się
to przydarzyło. Jako, że nasz hotel jest na ósmym piętrze,
taksówki podwiozły nas pod same drzwi:) po betonowych serpentynach
piętrowego parkingu.
Wyruszamy spacerem
na plac Fatahillah. To tu powstał nowy Amsterdam, z kolonialnymi
budynkami i kanałami nawet, obecnie bardziej przypominający
zrujnowaną dzielnicę nad ściekiem. I co tu jest ciekawego? Piękna
Cafe Batavia jakby stworzona na pożegnalny wieczór i wykwintną
kolację. Powiew wielkiego świata, zaproszenie do kolonialnej
przeszłości. Oaza piękna, czystości i dawnego czaru. Zbudowana
przez okupanta, dla jego wygody i radości. Ale dziś dostarczy
radości nam.
 |
kolonialne okna w tle, czekamy na nasze dania |
.JPG) |
łazienka w cafe batavia |
 |
łazienka w cafe batavia |
 |
stęsknieni za nie-ryżem? |
|
Dużo ciekawiej jest
na zewnątrz. Wyruszamy z Honią na wieczorny spacer. Na placu
gromadzi się młodzież. Pojawiają się stoiska na kółkach, każde
serwuje jedną- dwie potrawy. Za to smaczne, tanie i świeże.
.JPG) |
plac Fatillah nocą, tu zabierzesz dziewczynę na randkę |
Na
bruku rozłożone ceratowe płachty- nie depczemy po nich, wyznaczają
symbolicznie granice przenośnych restauracji. Zawsze przypomina mi
to dziecięce zabawy, gdy udawanie i wyobraźnia pomagały w
przeżywaniu. Więc wyobrażamy sobie, ze jest to restauracja,
zdejmujemy buty i siadamy na prostokącie ceraty. Jesteśmy mile
widziane- dwie białe dziewczyny, właściciele ceraty patrzą dumnie
na sąsiednie lokale. Zamawiamy czarną, gorącą herbatę i
zapominamy dodać „bez cukru”. Skutek jest taki, że gorąca
słodycz jest słodka do obłędu. Ale z przyjemnością popijamy
rozglądając się wokół. Cena, bagatela, dziesięciokrotnie niższa
niż w Cafe Batavia. Cena luksusu.
.JPG) |
siedzimy z Honią w ceratowej restauracji |
.JPG) |
i bawimy się w picie herbatki |
Idziemy dalej.
Pochylam się nad niezidentyfikowanym zwierzakiem. Czy to pies? Gruby
duży kot? Luwak! Krzyczą chłopcy- właściciele zwierzaka. Cieszą
się naszym zadziwieniem, przynoszą coś jeszcze. Małą puszystą
kulkę, która przytula się do mojej ręki i z przejęcia opróżnia
na mnie pęcherz i jelita. Mały Luwak zrobił na mnie małą luwakową kupę,na pewno na szczęście!
.JPG) |
mały luwak |
Wypasiona restauracja bardzo się przydaje, w
luksusowej łazience spieram kupę z bluzki. Luwaki słynne są z
„wyrobu” najdroższej kawy świata. Zjadają ziarna z krzaków i
wydalają je w zgrabnych pakietach przypominających zlepki orzeszków
ziemnych. Ten mały luwak raczej kawy nie jadł, bo kupa była żółta
i leista...
.JPG) |
uliczne tatuaże dla twardzieli |
Inne obrazki-
uliczne tatuaże. Chętni leżą wprost na chodniku i mężnie znoszą
dziurkowanie.
Jest i pomoc medyczna- liczne cudowne eliksiry w
tajemniczych buteleczkach.
.JPG) |
tajemne eliksiry |
Można też zagrać o paczkę papierosów
rzucając kółkami do celu.
.JPG) |
rzuć i wygraj |
Są i wróżby, młodzieniec
wystylizowany na Neo z Matrixa z poważną miną przekłada karty.
Jego klienci słuchają jak zaczarowani.
.JPG) |
Neo wróży.. |
Szukam mojego
ulubionego ulicznego ortodonty. Ale niestety, nie tym razem!
Widocznie tego dnia przyjmuje w innym miejscu. Za to można machnąć sobie wypasiony manicure:)
.JPG) |
uliczny manicure |
.JPG) |
dobranoc Jakarto!
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz