wtorek, 18 stycznia 2011

Warkoczyki do Afryki


Jechać z warkoczykami do Afryki to jakby wozić drzewo do lasu... Niestety, nie będę mogła już skorzystać z przydrożnego "zakładu" fryzjerskiego i poddać moją głowę sprawnym rękom w kolorze czekolady.
I nieśpiesznie spędzić rozgrzany afrykański dzień wśród roześmianych dziewcząt, z przerwami na obiad i inne życiowe czynności.
 Miałam już okazję spotkać takie uliczne salony piękności w Bangkoku. Na ulicy Khao San wieczorem rozstawiały się stołeczki i nawoływaniem wabiły klientów. Nieco później już wszyscy pracowali aż furczało, przekształcając bladych wysokich przybyszów z Europy w wytrawnych obieżyświatów za pomocą warkoczyków właśnie, albo kosmatych dredów. Dla odważnych jeszcze opcja z tatuażem... azjatyckie wyrafinowane smoki szczerzą się zachęcająco. Mama i tata się zdziwią nieco.. Znajomi padną z wrażenia...
a szef w pracy ... nie wiem, bo nie mam :)
Khao San w Bangkoku
Ania

2 komentarze:

  1. Hej!!! mogę z wami jechać???

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy może mi Pani powiedzieć gdzie w okolicy Poznania mogę znaleźć taki salon z warkoczykami?

    OdpowiedzUsuń